Ministerstwo zarzuca jednak, że zupełnie inaczej było w 2024, kiedy za sterami LP pojawiły się osoby desygnowane przez nowy rząd. Tak zwana „zmowa” miała już przestać działać, bo w przetargach pojawili się inni oferenci, a samo Nadleśnictwo Supraśl zaoszczędziło na tym ponad 2,67 mln złotych.
Konsorcjum firm Haliny Karpowicz obniżyło wyceny w Nadleśnictwie Supraśl o 1,4 miliona złotych, a mimo to przegrało oba pakiety.
– W konsorcjum wspólnie ustaliliśmy, że musimy obniżyć znacząco ceny, bo spodziewaliśmy się konkurencji. Obniżyliśmy, biorąc pod uwagę fakt, że nie możemy oszczędzać na ludziach. Praca w lesie jest bardzo ciężka i niebezpieczna, do wielu prac potrzeba dużej liczby osób. Do odnawiania, koszenia, czyszczenia, wczesnego i późnego zakładania osłonek, zabezpieczania sadzonek przed zgryzaniem zwierzyny, grodzenia sadzonek przed zwierzyną, naprawa grodzeń… Niestety, pojawiły się firmy, które postanowiły pracować za dwukrotnie mniejszą stawkę. To są kwoty, które realnie nie dają szans na normalne zarobki, może na opłacanie ZUS – mówi Pani Halina, jak dodaje ich przetargi ogłoszono na końcu w stosunku do innych nadleśnictw – 22 listopada ub.r., a nie 18–19.
Halina Karpowicz za zaniżanie w przetargach wini samo Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które przez wprowadzenie ograniczenia na wycinki doprowadziło do paniki na rynku, zwłaszcza w regionach najbardziej nimi dotkniętych, czyli na Podlasiu i Podkarpaciu.
– Jest nagonka na zakłady usług leśnych i one zbijają cenę, bo boją się, że stracą pracę. Nadleśnictwo miało więcej ofert, bo też drastycznie obniżyło wymagania. Na Supraśl wystartowały firmy, które już wygrały przetargi w innych nadleśnictwach, z tym samym potencjałem, tymi samymi ludźmi, zapewniając, że nie będą mieć podwykonawców. Wygrali, mając niewielu ludzi, tych samych co w innych nadleśnictwach. Ja nie wiem jaka to będzie jakość pracy, bo u nas była bardzo dobra – argumentuje Karpowicz.
Jak mówi, były lata, że w jej konsorcjum było nawet 15–18 zakładów usług leśnych, teraz jest 12 firm. Kiedy było ich 15, to mieli 7 harwesterów i 8 forwarderów, kilkanaście ciągników do zrywki. – I wszyscy mieli dużo pracy. Praktycznie w każdym leśnictwie był jeden zestaw. W całym konsorcjum pracowało około 100 osób na etatach – dodaje.
Również liczby wskazują, że dwie firmy z Podlasia nie działały w wyjątkowy sposób. Przypomnijmy, w samej RDLP w Białymstoku w przetargach na prace leśne wykonywane w roku 2022 po jednej ofercie wpłynęło na ok. 90 proc. pakietów. A w przetargach na ten rok oferty niższe od wyceny składali zulowcy w całej Polsce.