wbleasing
fpkjg
Slide
Slide
Slide
stihl-jesien2024-AkuGratis-1150x600-01

Zule z Podlasia odpierają zarzuty

Autor: Magdalena Bodziak

Halina Karpowicz, Protest Branży Drzewnej Fot.: Protest Branży Drzewnej

To są oszczerstwa – tak zarzuty Ministerstwa Klimatu i Środowiska komentuje Halina Karpowicz liderka Protestu Branży Drzewnej.

Przypomnijmy, MKiŚ złożyło zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez 2 firmy leśne z Podlasia.

Zarzuca im ustawianie przetargów w porozumieniu z Nadleśnictwami Czarna Białostocka i Supraśl prowadzonych w latach 2021–2024. Chodzi o zule Dariusza Wysockiego i Jarosława Karpowicza, męża Haliny Karpowicz, liderki Protestu Branży Drzewnej, który protestuje przeciwko ograniczeniu cięć na Podlasiu.

Ministerstwo oskarża protestujące zule

W doniesieniu pojawiły się m.in. zarzuty o zmowie, w wyniku której obydwie firmy składały tylko jedną ofertę i ona wygrywała przetarg.

– Tak absurdalny zarzut mógł postawić wyłącznie ktoś, kto nie ma żadnego pojęcia o tym, jak funkcjonują postępowania przetargowe na prace leśne – mówi Halina Karpowicz, która o sprawie dowiedziała się z doniesień medialnych.

Jak tłumaczy, jej mąż Jarosław Karpowicz, od 2011 roku nie podpisywał żadnych umów z Nadleśnictwem Supraśl tylko był uczestnikiem konsorcjum, w którym było kilkanaście firm. To ona występowała w przetargu jako lider konsorcjum od 2011 roku.

– I warto, żeby ministerstwo zdawało sobie sprawę, że konsorcjum nie było tylko Karpowiczów, ale kilkunastu firm z tego terenu. Składaliśmy wspólnie jedną ofertę na jeden pakiet, bo tylko razem mogliśmy spełnić wymagania i właściwie wypełnić umowy, a każdy miał pracę. Połączyliśmy się i współpracowaliśmy dla dobra wszystkich, a teraz jesteśmy za to karani – tłumaczy Liderka Konsorcjum Firm.

Zarzutem było także to, że firmy dawały w przetargach kwoty zbliżone do wyceny nadleśnictw.

– Co roku startowaliśmy w przetargach Nadleśnictwa Supraśl i zawsze składaliśmy ofertę zgodną z kwotą, proponowaną przez nadleśnictwo, która jest zawsze publicznie znana. Czyli – jeśli nadleśnictwo określało w przetargu wartość prac np. na 10 milionów złotych – to my z podobną ofertą startowaliśmy. Tak dzieje się praktycznie w każdym nadleśnictwie – wyjaśnia Karpowicz. Jak mówi dyrekcja wymagała od nich maszyn wielooperacyjnych, w które musieli zainwestować, a harwester kosztuje 2 miliony złotych.

– Nie zawyżaliśmy, ani nie zaniżaliśmy cen, bo w pierwszym przypadku moglibyśmy przegrać przetarg, gdyby pojawiła się kontroferta. A w drugim musielibyśmy ciąć koszty, czyli np. oszczędzać na swoich ludziach, kombinować na formach zatrudnienia – mówi Karpowicz.

– Dlaczego startowałam tylko w Supraślu? Wszyscy uczestnicy konsorcjum są miejscowi, mieszkamy blisko swoich leśnictw, dojazdy do pracy wynosiły do 12 kilometrów. Po co mam jeździć po 100 kilometrów i ponosić dużo większe koszty? Zresztą, te koszty musiałabym ująć w ofercie w przetargu, przez co moja oferta i tak byłaby droższa od tej, którą złoży inna firma, działająca już na tym terenie. To wszystko jest proste i oczywiste, ale najwyraźniej opłaca się komuś szukać dziury w całym – dodaje.

Ministerstwo zarzuca jednak, że zupełnie inaczej było w 2024, kiedy za sterami LP pojawiły się osoby desygnowane przez nowy rząd. Tak zwana „zmowa” miała już przestać działać, bo w przetargach pojawili się inni oferenci, a samo Nadleśnictwo Supraśl zaoszczędziło na tym ponad 2,67 mln złotych.

Konsorcjum firm Haliny Karpowicz obniżyło wyceny w Nadleśnictwie Supraśl o 1,4 miliona złotych, a mimo to przegrało oba pakiety.

– W konsorcjum wspólnie ustaliliśmy, że musimy obniżyć znacząco ceny, bo spodziewaliśmy się konkurencji. Obniżyliśmy, biorąc pod uwagę fakt, że nie możemy oszczędzać na ludziach. Praca w lesie jest bardzo ciężka i niebezpieczna, do wielu prac potrzeba dużej liczby osób. Do odnawiania, koszenia, czyszczenia, wczesnego i późnego zakładania osłonek, zabezpieczania sadzonek przed zgryzaniem zwierzyny, grodzenia sadzonek przed zwierzyną, naprawa grodzeń… Niestety, pojawiły się firmy, które postanowiły pracować za dwukrotnie mniejszą stawkę. To są kwoty, które realnie nie dają szans na normalne zarobki, może na opłacanie ZUS – mówi Pani Halina, jak dodaje ich przetargi ogłoszono na końcu w stosunku do innych nadleśnictw – 22 listopada ub.r., a nie 18–19.

Halina Karpowicz za zaniżanie w przetargach wini samo Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które przez wprowadzenie ograniczenia na wycinki doprowadziło do paniki na rynku, zwłaszcza w regionach najbardziej nimi dotkniętych, czyli na Podlasiu i Podkarpaciu.

– Jest nagonka na zakłady usług leśnych i one zbijają cenę, bo boją się, że stracą pracę. Nadleśnictwo miało więcej ofert, bo też drastycznie obniżyło wymagania. Na Supraśl wystartowały firmy, które już wygrały przetargi w innych nadleśnictwach, z tym samym  potencjałem, tymi samymi ludźmi, zapewniając, że nie będą mieć podwykonawców. Wygrali, mając niewielu ludzi, tych samych co w innych nadleśnictwach. Ja nie wiem jaka to będzie jakość pracy, bo u nas była bardzo dobra – argumentuje Karpowicz.

Jak mówi, były lata, że w jej konsorcjum było nawet 15–18 zakładów usług leśnych, teraz jest 12 firm. Kiedy było ich 15, to mieli 7 harwesterów i 8 forwarderów, kilkanaście ciągników do zrywki. – I wszyscy mieli dużo pracy. Praktycznie w każdym leśnictwie był jeden zestaw. W całym konsorcjum pracowało około 100 osób na etatach – dodaje.

Również liczby wskazują, że dwie firmy z Podlasia nie działały w wyjątkowy sposób. Przypomnijmy, w samej RDLP w Białymstoku w przetargach na prace leśne wykonywane w roku 2022 po jednej ofercie wpłynęło na ok. 90 proc. pakietów. A w przetargach na ten rok oferty niższe od wyceny składali zulowcy w całej Polsce.

 

Kontrowersyjne są także zarzuty ministerstwa dotyczące promowania w opisywanych przetargach firm dużych, posiadających przerób o wartości 5 mln złotych i spełniających „bardzo wysokie wymagania sprzętowe”, co według ministerstwa „zaburza konkurencję na rynku i uniemożliwia udział w takich robotach mniejszym podmiotom”.

W dodatku sugeruje się, że rynek powinien iść w takim kierunku, by „nie był obejmowany wyłącznie przez duże podmioty”. Jako przykład wzorowego prowadzenia postępowania podano Nadleśnictwo Gołdap, gdzie dzielono pakiety na mniejsze, obejmujące obszar nawet jednego leśnictwa.

Przypomnijmy, że Polski Związek Pracodawców Leśnych od lat walczy o profesjonalizację rynku usług leśnych, apeluje o wspieranie właśnie większych firm poprzez tworzenie większych pakietów i oferowanie umów wieloletnich.

Krytykuje natomiast rozdrobnienie rynku, które od lat psuje rynek usług leśnych, właśnie przez dzielenie pakietów na mniejsze i stawianie niższych wymogów małym firmom, które później nie są w stanie zagwarantować bezpieczeństwa i odpowiedniego BHP dla swoich pracowników. 

Zresztą były lata, gdy Lasy Państwowe także zauważały ten problem i szły w kierunku większych, kilkuleśnictwowych pakietów.

Za małe pakiety

Zawód drwala jest uznawany za najniebezpieczniejszy na świecie. W 2023 roku doszło w Polsce do 16 wypadków śmiertelnych w zulach, a w górnictwie 15, choć górników jest dwa razy więcej niż drwali. Wypadkowość w lesie jest więc dwa razy większa niż w górnictwie.

Komentarz: Ministerstwo oskarża samo siebie

Protest Branży Drzewnej określił zarzuty zgłoszone do prokuratury jako „absurdalne”. Halina Karpowicz rozważa nawet proces o zniesławienie.

– Przez 32 lata pracowałam na swoją reputację, stworzyliśmy wyjątkowe konsorcjum firm, w którym każdy mógł czuć się jak w rodzinie. Dzisiaj moje nazwisko jest szargane, a pod absurdalnymi artykułami są wypisywane opinie, że jesteśmy złodziejami. Wszystko dlatego, że odważyliśmy się powiedzieć NIE dla krzywdy, jaką naszej branży wyrządza ministerstwo i z jakim lekceważeniem ją traktuje. Jest mi przykro. Natomiast nie boję prokuratury, bo nic złego nie zrobiłam. To są oszczerstwa – podsumowuje liderka konsorcjum.

Wielki protest branży leśnej

 

Podlaska branża drzewna w kryzysie

 

Ograniczenia jak huragan stulecia

Zapisz się do Newslettera

Najnowsze artykuły

MAPA WYPADKÓW W LESIE

mapa z buttonem