Autor artykułu na łamach TVN24 Tomasz Słomczyński pisząc o pracy polskich zuli korzystał między innymi z Mapy Wypadków Podczas Pracy w Lesie publikowanej i uzupełnianej przez portal firmylesne.pl. To na jej podstawie pisze o 141 wypadkach śmiertelnych, które miały w tym zawodzie miejsce od 2018 roku (choć biorąc pod uwagę tempo dodawania nowych wypadków, wydarzyło się ich do teraz jeszcze więcej).
To już drugi tekst tego samego autora na łamach TVN24 opisujący sytuację polskich zuli. W poprzednim, podobnie jak w tym, porównywano śmierć górnika ze śmiercią pilarza. Kiedy w kopalni wydarzy się tragedia, mówi o tym cały kraj. Kiedy ginie pilarz - dowiemy się na ten temat ewentualnie z lokalnych mediów.
Jednocześnie Słomczyński zadaje sobie pytanie - dlaczego tak jest? Dlaczego akurat w zawodzie drwala ginie dwukrotnie więcej osób niż choćby w górnictwie? Odpowiedzi poszukiwał w Państwowej Inspekcji Pracy i w Lasach Państwowych. Przedstawiciele PIP wskazują leśników jako winnych sytuacji. Przyczynami wypadków mają być braki w nadzorze i szkoleniach, pośpiech wynikający z pracy na akord, niedofinansowania branży i niskie stawki za wykonane prace.
Problem jest jednak znacznie głębszy biorąc pod uwagę, że w lesie pracować może dziś właściwie każdy, bo uprawnienia do pracy pilarką można kupić w internecie za stosunkowo niewielkie pieniądze.
Tomasz Słomczyński postanowił "zostać drwalem", by potwierdzić jak to wygląda w praktyce. Niektóre kursy trwają po parę tygodni i są faktycznie prowadzone w terenie przez grono wykwalifikowanych instruktorów. Takie kursy kosztują około 1700 złotych. Ale bez problemu znaleźć można też kurs kosztujący 450 złotych - o takim właśnie pisała GAZETA LEŚNA w grudniu 2023 roku. Za niewielką kwotę kursant otrzyma materiały do zapoznania się, a następnie, po 24 godzinach, zaświadczenie o ukończeniu szkolenia. Szybki telefon do właściciela firmy "organizującej szkolenia" Pawła Chmiela potwierdza: uprawnienia pilarza można po prostu kupić za niecałe pół tysiąca złotych.
Co ciekawe, w Rozporządzeniu Ministra Środowiska z 24 sierpnia 2006 roku wyraźnie napisano, że do pracy z pilarką można dopuścić jedynie pracowników, którzy ukończyli z wynikiem pozytywnym szkolenie składające się z części teoretycznej i praktycznej. Przepisy mówią też, że część praktyczna ma się odbywać w terenie i obejmować eksploatację pilarki, techniki ścinki, obalania drzew, okrzesywania i przerzynki.
W dalszej części artykułu Słomczyński opisuje pracę zuli i rozmawia z pilarzami na temat wypadków, które przytrafiły się pracownikom na ich terenach. Jak wynika z wypowiedzi Rafała Jajora, redaktora naczelnego GAZETY LEŚNEJ, w branży usług leśnych pracuje obecnie około 30 - 40 tysięcy osób w 6 tysiącach firm, wyrabiających łącznie około 5 miliardów złotych obrotu rocznie.
Jeden z rozmówców, pan Jan, sugeruje, że wypadków w lasach byłoby mniej, gdyby zule pracowały za wyższe stawki. "Nie byłoby dzikowania" - mówi, określając w ten sposób wyrabianie jak największej ilości surowca w czasie. Pośpiech właśnie generuje problemy. Ale pozyskanie drewna jest zawodem niebezpiecznym i bez tego. Dowodem może być na przykład wypadek opisany przez pana Jana, w którym jego kuzyn z niewiadomych przyczyn podszedł pod zawieszone drzewo bez kasku na głowie. Dlaczego? Tego już nigdy się nie dowiemy...
Źródło: TVN24
Opracowanie: redakcja