- Nie stać mnie na zakup tak drogiego surowca w sytuacji braku zamówień na drewno konstrukcyjne czy na tarcicę. Moje zakłady w Domaszkowie i Szczytnej już pracują na jedną zmianę i prawdę mówiąc, nie mam pracy dla połowy załogi ? mówi Farbotko.
- Zrzekłem się już odbioru 1000 m3 drewna, za które miałem płacić po 240 zł/m3. (...) Nadleśniczy wystawił drewno, z którego zrezygnowałem na e-drewno. Ale już z ceną?170 zł/m3. I? nic nie sprzedał. W kolejnym etapie, w ramach upoważnienia do negocjacji, zaprosił potencjalnych zainteresowanych, oferując to drewno po 160 zł/m3. I sprzedał? 200 m3 - mówi przedsiębiorca drzewny.
Problemem Farbotki są dotacje, jakie dostał z UE na tworzenie miejsc pracy. Zobowiązał się przez dwa lata utrzymać poziom zatrudnienia. Nawet jeśli ktoś się zwalnia, to natychmiast musi przyjąć kogoś innego do pracy.
Do Farbotki każdego dnia dzwonią leśniczowie z propozycjami odbioru surowca, szczególnie porażonego przez kornika drukarza.
- Oni widzą, jaka jest sytuacja w tartakach, więc nawet nie straszą karami umownymi, bo widzą na placu drewno, którego nie mam na co przerobić, gdyż na przykład wrocławscy deweloperzy ściągają tańszą więźbę z Niemiec, a budujący domki kalkulują, czy nie taniej im pojechać po drewno konstrukcyjne do Czech ? mówi.
Cały wywiad we wrześniowej
?Gazecie Przemysłu Drzewnego?