Forestpol baner_980x200_copy_1
wbleasing
fpkjg
Slide
Slide
Slide
Slide
Slide
stihl-jesien2024-AkuGratis-1150x600-01

Spór o zrywkę biomasy

Autor: Łukasz Bąk

Okiem adwokata - cykl GAZETY LEŚNEJ

Sąd przyznał rację zulowi w sporze o niezapłaconą zrywkę biomasy

Duża spółka z sektora energetycznego potrzebowała pozyskać biomasę. Zawarła z jednym z nadleśnictw umowę zakupu pozostałości pozrębowych z wybranych powierzchni. Umowa przewidywała możliwość rezygnacji z określonej partii surowca, czyli opuszczała margines redukcji zamówienia o określony procent. Takie były ustalenia pomiędzy odbiorcą, a nadleśnictwem. Mają one niebagatelny wpływ na całą sprawę, o czym jeszcze przypomnę w dalszej części artykułu.

Zlecenie zrębkowania

Gałęzie trzeba było zwieźć na stosy, a potem pozrębkować w miejscu ich lokalizacji. Zrywką miał się zająć mój klient, właściciel zakładu usług leśnych. Umowa, którą zawarł ze spółką energetyczną, przewidywała rozliczenie na podstawie objętości biomasy, ale obliczonej dopiero po jej zrębkowaniu. Zakres pracy zula miał zostać zatem określony nie na podstawie samych stosów gałęzi, ale ilości kontenerów ze zrębką.

Zakład energetyczny znalazł lokalnego właściciela rębaka, któremu płacił za sukcesywne przerabianie kolejnych stosów układanych przez mojego klienta. Dzięki temu wykonawca zrywki otrzymywał swoje pieniądze. To trwało jednak do czasu, problem pojawił się przy ostatniej partii prac. Gałęzie zwiezione z kilku powierzchni w jednym z leśnictw pozostawały nieruszone przez kolejne tygodnie, podczas których klient bezskutecznie oczekiwał na zapłatę i wysyłał kolejne wezwania do wskazania ilości zrębki powstałej dzięki jego pracy.

Spółka energetyczna odpowiadała, że jej umowa z zulem nie zawiera gwarancji zlecenia zrywki określonej ilości surowca, więc skoro nie przetworzyli ostatniej części gałęzi, nie muszą za nie płacić. Firma energetyczna zarzucała także klientowi, że nieprawidłowo wykonał umowę, bo stosy znalazły się w niewłaściwym miejscu, do którego nie mógł dojechać rębak. Ten argument klient od początku kwestionował i miał rację. Nadleśnictwo znalazło bowiem po kilku miesiącach innego nabywcę biomasy, który wjechał rębakiem w to samo miejsce, przemielił gałęzie i zabrał zrębki. To oznaczało, że umiejscowienie stosów nie było wadliwe.

Racja zula

Zanim stosy wyjechały, klient, w obecności pracowników nadleśnictwa, obmierzył gałęzie. Szykował się już do sporu sądowego i musiał wiedzieć choćby orientacyjnie, na jaką kwotę wystawić fakturę firmie energetycznej. Przed wniesieniem pozwu wystąpiliśmy do nadleśnictwa z wnioskiem o informację, ile metrów sześciennych zrębki ostatecznie sprzedano z tych stosów.

Niestety, nadleśnictwo odmówiło udzielenia odpowiedzi. W tej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak skłonić sąd do wystąpienia z takim samym żądaniem do nadleśnictwa. Kwota roszczenia wpisana do pozwu była zaledwie szacunkowa i trzeba było w końcu ustalić, ile tak naprawdę pieniędzy należy się za zrywkę. Te informacje nadleśnictwo dostarczyło sądowi w toku sprawy, co pozwoliło nam tuż przed wydaniem wyroku skorygować kwotę żądania (niestety w dół).

Jeszcze wcześniej sąd przesłuchał świadków, pracowników firmy energetycznej. Prawdę mówiąc, żaden z nich nie potrafił powiedzieć, na czym polegał rzekomy problem z dojazdem rębaka pod stosy, nikt tego faktycznie nie zweryfikował. My z kolei dysponowaliśmy pismem od właściciela rębaka, który potwierdzał, że wykonanie prac było technicznie możliwe, ale on sam, z zupełnie innych powodów, nie był zainteresowany zleceniem. Dopytywani przeze mnie świadkowie przyznali, że ich pracodawca nie poszukiwał innego wykonawcy z innym rębakiem.

Miejscowy leśniczy także potwierdził, że stosy znajdowały się przy drodze dojazdowej i były tam cały czas, do chwili przerobienia przez nowego nabywcę. W ten sposób potwierdziło się, że firma energetyczna po prostu nie chciała już pozyskać tej ostatniej części biomasy. Takie podejrzenia od początku miał mój klient. Wiedział, że pod koniec okresu umowy cena zrębki znacznie spadła, więc zakładał, że przestało się zakładowi energetycznemu opłacać odbierać surowiec zakontraktowany wcześniej za większą stawkę.

Nadleśnictwo nie mogło zmusić kontrahenta do odbioru, bowiem, jak wspomniałem na początku, umowa przewidywała spory margines do niewykorzystania. Firma energetyczna chciała wykorzystać ten margines ze szkodą dla wykonawcy zrywki.

Proces zakończył się sukcesem. Sąd uznał, że pieniądze za zrywkę są należne, bowiem właściciel zula wykonał usługę prawidłowo, zgodnie z umową. Sąd stwierdził także, że skoro inny odbiorca zmielił gałęzie i wywiózł biomasę z lasu, to znaczy, że mógł to także zrobić zakład energetyczny. Dlatego powinien rozliczyć się z moim klientem. Zakres wykonanych prac ustalono w oparciu o dane sprzedażowe nadleśnictwa, których nie udało nam się uzyskać na własną rękę przed procesem sądowym. Rozważania sądu były na tyle przekonujące, że strona pozwana nie zdecydowała się na apelację i krótko po wyroku rozliczyła zaległość wraz z odsetkami i kosztami procesu.

Z tej sprawy wynika jedna nauka. Umowa o zrywkę biomasy powinna zawierać jakiś awaryjny mechanizm liczenia wynagrodzenia. Powinny były znaleźć się tam zapisy, dzięki którym klient miałby szansę wystawić prawidłową fakturę jeszcze przed skierowaniem sprawy do sądu. Wszystkim realizującym podobne zlecenia zalecam dbałość w tym zakresie.

Ten oraz wiele innych branżowych artykułów dotyczących pracy w lesie, technologii i ciekawostek ze świata znajdziesz w miesięczniku GAZETA LEŚNA. Zachęcamy do prenumerowania w wersji papierowej lub cyfrowej!

 

Zapisz się do Newslettera

Najnowsze artykuły

MAPA WYPADKÓW W LESIE

mapa z buttonem