
Strona główna » Artykuły » Podlaska branża drzewna w kryzysie
Autor: Michał Procner
Strata przychodów naszego konsorcjum z zeszłego roku wyniosła 2 miliony złotych – mówił Andrzej Karpowicz. Problemy dotykają branży w całej RDLP Białystok i nie tylko.
– Strata przychodów naszego konsorcjum z zeszłego roku wyniosła 2 miliony złotych. To zmniejszenie ich o 20%, ponieważ mieliśmy podpisaną umowę na 12 milionów. Co będzie w 2025? W związku z moratorium firmy, które przez wiele lat prowadziły w spokoju działalność w pobliżu miejsca swojego zamieszkania, aby się ratować, składały Lasom Państwowym desperackie oferty w innych regionach. Zaniżały wartość usług nawet o 30% – mówił Andrzej Karpowicz z największego konsorcjum firm pracujących na terenie Nadleśnictwa Supraśl podczas konferencji prasowej Protestu Branży Drzewnej 16 stycznia 2025 roku.
– A nasze straty w tym roku na tę chwilę wynoszą 100%. Przez taki przebieg przetargów nie wygraliśmy żadnego. Jak będą teraz wykonywane prace leśne? W poprzednich latach były dwa kryteria przyjmowane przy przetargach – cena i samodzielna realizacja głównych elementów zamówienia. W tym roku decydowała cena – dodał Karpowicz.
Z problemami zmagają się zule na całym terenie RDLP w Białymstoku oraz tartaki. Wszystko w związku z ogłoszonym 8 stycznia 2024 roku moratorium na pozyskanie drewna, które obecnie przedłużono bezterminowo.
– W zeszłym roku musiałem wziąć kredyt obrotowy w wysokości prawie 800 tysięcy złotych tylko po to, żeby utrzyma zdolność finansową. Nadleśnictwa nie były w stanie zlecać prac zgodnie z harmonogramem oraz ze sztuką leśną. Mamy rok 2025, moratorium nadal trwa, nie wiadomo, jak długo. Mamy podpisane nowe umowy z Lasami Państwowymi, ale okazuje się, że niektóre nadleśnictwa nie mają zatwierdzonych planów urządzenia lasu.
– A my nie możemy czekać , mamy zatrudnionych pracowników, zobowiązania finansowe. Krótko mówiąc – koszty stałe. Nikt nie włączy tu pauzy. W grudniu 2024 byłem zmuszony zwolnić 7 pracowników. Pseudoreformy Ministerstwa Klimatu i Środowiska zmuszają mnie do złożenia wniosku o kolejny kredyt, po to tylko, żeby utrzyma firmę. – mówił Bartosz Masiewicz, właściciel Zakładu Usług Leśnych działającego na terenie Puszczy Augustowskiej.
– Przetargi szczęśliwie dla nas udało się wygrać. Niemniej nasza sytuacja nie jest łatwa, bo szacuję przychody na ten rok o jedną trzecią mniejsze niż w poprzednim. Koszty natomiast pozostają na tym samym, bardzo wysokim poziomie. Wiele innych firm w ogóle zakończy działalność. Mówimy tu o przedsiębiorstwach, które przez lata wspierały lokalną gospodarkę i zatrudniały w sumie setki ludzi. Zgodnie z szacunkami w 2025 roku wartość usług leśnych w RDLP Białystok spadnie z 330 do 280 milionów. Konsekwencje odczuwają nie tylko przedsiębiorcy, ale także lokalne społeczności i cała gospodarka – mówił Dariusz Wysocki, właściciel ZUL i lider konsorcjum firm, działającego na terenie Nadleśnictwa Czarna Białostocka.
– Trzy lata temu wydaliśmy kilkaset tysięcy złotych by pokazać się na targach. Przyniosło to efekt. W tej chwili mamy zamówienia z Hiszpanii i z Anglii, z Belgii, z Norwegii, z Litwy, z Łotwy. Tylko brakuje nam surowca. W samym centrum puszczy. Dziwne, prawda? Muszę jeździć po drewno 200-300 kilometrów. Małych firm na to jednak nie stać, by wydać 3-4 tysiące złotych za jeden transport. Małe tartaki się zamykają, część z nich zawiesiło działalność, by odczekać ten zły okres – mówił Jerzy Popławski, właściciel firmy Złoty Sęk produkującej drewniane podłogi.
W informacji prasowej Protestu Branży Drzewnej czytamy, że decyzję MKiŚ podjęło mimo sprzeciwu niemal 90 proc. respondentów w konsultacjach społecznych. Na terenie samego RDLP w Białymstoku przeciwnych było 64 proc. uczestników konsultacji.
Autorzy informacji przypominają też, że 23 proc. głosujących zgadzało się z kompromisowymi propozycjami rozwiązań proponowanymi przez Lasy Państwowe. W konsultacjach brało udział około 80 tysięcy osób.
Jak piszą autorzy informacji, decyzja MKiŚ wzbudza sprzeciw nie tylko branży drzewnej, ale również środowisk naukowych i lokalnych polityków. „Na alarm biją m. in.: Polskie Towarzystwo Leśne (naukowcy), Związek Leśników Polskich RP (zrzeszający ponad 12,5 tysiąca osób), organizacje przemysłu drzewnego zatrudniające setki tysięcy ludzi. Istnieje ogromna dysproporcja w liczbie przedstawicieli tych środowisk w stosunku do grup aktywistów. Mimo to podczas Ogólnopolskiej Narady o Lasach nadreprezentacja środowisk aktywistycznych jest tak wyraźna, że leśnicy, a także organizacje drzewne odmówiły w niej udziału” – czytamy w dokumencie.
– Ktoś zupełnie niezwiązany z naszymi lasami, próbuje nam je odbierać i zarządzać w sposób, który powstał gdzieś w gabinetach środowisk radykalnie ekologicznych. Chcę bardzo wyraźnie powiedzieć, że mało komu, tak jak nam, zależy na tym, żeby przyroda była chroniona. Bo dzięki niej żyjemy. Także dzięki temu, że zasobność polskich lasów stale rośnie. A decyzje nie są podejmowane w oparciu o analizy przedstawicieli uniwersytetów przyrodniczych, z których zdaniem coraz rzadziej ministerstwo się liczy – mówił Bartosz Bezubik, prezes zarządu w Zakładach Przemysłu Sklejek Biaform oraz wiceprezydent Stowarzyszenia Producentów Płyt Drewnopochodnych w Polsce.
Jak podaje Bezubik, na Polasiu istnieje około tysiąca firm związanych z sektorem leśno – drzewnym, w których zatrudnionych jest około 30 tysięcy osób. 90 proc. z tych firm to małe i średnie przedsiębiorstwa, to właśnie one odpowiadają za większość zakupów drewna od Lasów Państwowych.
– W tym roku, według naszych szacunków, oferta dyrekcji białostockiej została ograniczona o kolejne 10%. W tym tempie za chwilę surowca nie będzie. Od roku mówiliśmy o skutkach, które nastąpią w wyniku wprowadzonego moratorium. Dzisiaj te skutki bardzo wyraźnie widzimy. W przestrzeni publicznej natomiast jest budowana narracja, która polega na tym, że nic się nie stało, nikt nie ucierpiał – tłumaczył Bartosz Bezubik.
© Lasmedia 2024